niedziela, 13 października 2013

Rozdział 1

Jak fa­le mor­skie ku pia­szczys­tym brze­gom, tak nasze chwi­le dążą ku końcowi. 
                Malusieńkie kropelki deszczu uderzały o parapet, wystukując tylko sobie znany rytm.  Wiatr kołysał drzewami, sprawiając wrażenie jakby tańczyły w rytm nadany przez uderzenia kropel.Przez ciemne chmury widniejące na niebie, zaczęły przebijać się pierwsze promiennie słońca, oznajmujące koniec ulewy. Niemal dało się usłyszeć jak wszyscy mieszkańce małego miasteczka, wydali z siebie dźwięk ulgi. Zapowiadał się piękny dzień, jednak nie dla wszystkich z nich...

                 Kasztanowe włosy dziewczyny powiewały delikatnie na wietrze, raz po raz niesforny kosmyk wymykał się spod kontroli i zasłaniał jej oczy, jednak zaraz go odgarniała. Niebieskie niczym wody oceanu oczy z uwagą wpatrywały się w przypadkowych przechodniów, mijających niewielki domek, w którym zamieszkiwała od lat. Katherine wymyślała różne historie jakie mogły spotkać w życiu każdego z nich, zastanawiając się czy choć raz odgadła. Delikatny, niemalże niewidoczny uśmiech zakwitł na jej wargach, gdy na ulicy pokazała się para staruszków, trzymających się za ręce, szybkim krokiem zmierzających do swojego domu, aby się schronić. Zazdrościła im. Chciała kiedyś wyjść za mąż, założyć rodzinę i zestarzeć się ze swoją połówką przy swym boku. 

                   Hałas dochodzący z dołu, świadczył o tym, że ukochana matka dziewczyny wróciła już z zakupów i właśnie zabierała się za przygotowanie śniadania, żeby po kilku minutach obudzić swoje córki. Katherine znów uśmiechnęła się, gdy do jej nosa dotarł zapach gotowanej jajecznicy, a jej brzuch samoistnie zaburczał, co świadczyło tylko o tym jak bardzo była głodna. Wstała niezgrabnie z dużego fotela, w którym ponownie przesiedziała pół nocy i chcąc pomóc rodzicielce, po cichutku zmierzała do pokoju Sky, aby razem z nią zejść do kuchni i rozpocząć dzień od porządnego śniadania. 
-Sky, wstawaj. 
Szturchnęła młodszą siostrę, a gdy to nie podziałało zdarła z niej kołdrę i zapaliła światło. Od razu się udało.
-Jeju, nie musisz być taka okrutna. -młodsza Stonem jęknęła przeciągle, ale posłusznie zeszła na dół i zaraz za szatynką, usiadła przy stole.
                       
                                                   ~*~

                             Pogoda od rana poprawiła się nieznacznie i zanim córki państwa Stonem dotarły do szkoły, słońce już ogrzewało przyjemnie mieszkańców miasteczka. Katherine z widocznym grymasem na twarzy, wymijała zręcznie samochody stojące na parkingu przed liceum, do którego miała szczęście bądź nieszczęście uczęszczać. Było już kilka minut po dzwonku, więc szatynka po raz enty spóźniła się na lekcje pana Collins'a, który zbytnio za nią nie przepadał. Zresztą, z wzajemnością.

                              Tak jak się spodziewała, gdy tylko przekroczyła próg klasy, matematyk od razu zaczął prawić swoje kazanie, nie zważając na to, że dziewczyna nie raczyła go nawet wysłuchać. Kilka uczniów z ostatnich ławek zaśmiało się delikatnie, widząc jak wywraca oczami i niedbale siada na swoim miejscu, nie wyciągając nawet odpowiednich książek. Wydawało jej się to całkowicie bez sensu skoro wszystkie zadania i tak przepisywała z tablicy, więc nawet nie fatygowała się, aby nosić wraz ze sobą podręcznik. Aktualnie leżał pod stertą różnorodnych rzeczy, upchnięty gdzieś w koncie pokoju. 
-Psst -tuż za nią rozległ się cichy szept, na co odwróciła się.
Jej oczom ukazała się przepiękna dziewczyna o kruczoczarnych włosach, spiętych w niedbałego koczka. Jej najlepsza przyjaciółka. Zielonooka uśmiechnęła się szeroko i podała zawiniętą w równą kosteczkę kartkę, spoglądając wystraszona czy aby na pewno matematyk tego nie zauważył. Katherine zaśmiała się cicho, wziąwszy karteczkę. Tak bardzo się od siebie różniły, a zarazem były do siebie podobne. 

                             Dźwięk dzwonka oznajmującego koniec lekcji, ucieszył nie tylko uczniów, a nawet nauczycieli. Sofia wydała z siebie okrzyk szczęścia, gdy tylko wraz z przyjaciółką opuściły klasę od ich znienawidzonego przedmiotu -matematyki. Wolnym, niemal ślamazarnym krokiem obydwie zmierzały w kierunku boiska, chcąc wygrzać się na słońcu przed następnymi, równie ciężkimi lekcjami.
-Co u Ciebie?-zielonooka spojrzała na przyjaciółkę spod długich rzęs, uśmiechając się wesoło. 
-Wszystko po staremu, a u Ciebie? -westchnęła, zdając sobie sprawę, że wcale tak nie jest.
Od kiedy tylko spotkała się z Soulles'em nic nie było po staremu. Obawiała się kolejnego spotkania z nim, mimo że od kilku dni nigdzie się nie pojawił. 
-On wrócił, wiesz?-Sofia zapytała, zatrzymując się nagle. Nie chciała, żeby Katherine znów cierpiała, nie zniosłaby tego po raz kolejny.
-Wiem, widziałam się z nim. -Druggy również stanęła w miejscu, nie odwracając się nawet w kierunku swojej towarzyszki.
Czuła, że zaraz się rozpłacze. Nie mogła na to pozwolić, nie chciała pokazać przy wszystkich jak bardzo jest słaba. Już i tak wystarczająco ulała łez przez osobę, które niegdyś była całym jej światem. 
-O matko...Kochanie, czemu nic mi nie powiedziałaś? Skopałabym mu ten wychudły, zdradziecki tyłek!- brunetka wykrzyknęła zdenerwowana, czym spowodowała śmiech Kathe. 
-Mówiłam już, jak bardzo cię kocham?
-Aha. -obydwie zaśmiały się melodyjnie, idąc do wcześniej ustalonego celu.

                                  Kathe uśmiechała się tylko, dziękując Bogu za to, że zesłał na jej drogę tak wspaniałą osobę, jaką jest Sofia. Była pewna, że gdyby nie ona, nie poradziłaby sobie. Zawdzięczała jej na prawdę dużo i czuła, jakby z zielonooką były siostrami. 

                                                                          ~*~

                                     Nareszcie! W końcu po czterdziestu pięciu minutach męczenia się w sali od biologii, rozbrzmiał dzwonek, który był jak zbawienie dla większości tutejszej młodzieży. Ku ich uldze mogli opuścić już szkołą i należycie odpocząć, po tygodniu pełnym kartkówek i sprawdzianów. Niemal wszyscy uradowani rozmawiali o imprezie na jaką chcą iść w ten weekend, bądź o tym jaką ocenę tym razem dostali. Tylko Katherine jako jedyna, samotnie kierowała się do wyjścia by móc już odetchnąć świeżym powietrzem. 

                                       Szybkim krokiem wymijała zręcznie grupki uczniów, idąc z uniesioną głową, jakby nie bała się nikogo i niczego. Miała ochotę wskoczyć do swojego wygodnego łóżka i przespać resztę dnia, nie myśląc już o niczym. Przez cały tydzień nie dawała jej spokoju sprawa z Justinem. Nie rozumiała dlaczego jeszcze się nie pojawił i szczerze mówiąc, obawiała się tego co może to oznaczać. Z jednej strony chciała o nim zapomnieć i nigdy więcej nie mieć z nim jakichkolwiek styczności. Zaś z drugiej pragnęła całe dnie wpatrywać się w jego czekoladowe oczy, wygodnie ułożona w jego umięśnionych ramionach. 

                                         Katherine zatrzymała się gwałtownie, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie widzi. Stał tam. Swobodnie opierając się o swój samochód, który był dla niego najcenniejszym skarbem. Przełknęła głośno ślinę, czując jak została pozbawiona zdolności do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Mimo, że widziała się z nim wcześniej, dalej czuła jak robi jej się słabo, a w głowie zaczyna się kręcić. 

                                           Szatyn uśmiechnął się zadziornie, gdy tylko napotkał jej zamglony wzrok. Już od teraz wiedział, że ma nad nią pewnego rodzaju przewagę, dzięki czemu zadanie, przez które znów się tu znalazł, będzie tylko łatwiejsze.

od autorki: Zaczęłam od nowa pisać rozdziały, gdyż tamta akcja zbyt szybko się rozkręciła przez co brakowało mi pomysłów na przyszłe rozdziały. Mam nadzieję, że ta wersja również Wam się spodoba. Liczę na szczere komentarze, gdyż chcę wiedzieć co jeszcze muszę poprawić. Do następnego :) 

                  

Obserwatorzy